Episode Transcript
[00:00:00] Speaker A: Tu.
[00:00:09] Speaker B: Magazyn.
[00:00:19] Speaker A: Społeczno-Kulturalny Radiaxon. Kalejdoskop.
Witam państwa bardzo gorąco. Przed mikrofonem tatowy zapowiadacz magazynu Leszek Kopeć. Witam pięknie. Jakże to miło odbyć kolejne spotkanie ze słuchaczami. Naprawdę się cieszymy.
A cieszą się wszyscy ci, którzy dzisiaj pracują dla państwa w naszym magazynie społeczno-kulturnym Kalejdoskop. Maria Woś, Stanisław Firszt, Stanisław Szubert, Damian Łyczak. Całość zrealizuje, jak zawsze, Darek Marchewka.
Zanim zapowiem, co wydarzy się w naszym dzisiejszym magazynie, zaczniemy od piosenki, dosyć dynamicznej. Wprawdzie grupa Kombi, kiedy wydawała tę płytę, płyta nazywała się Królowie Życia, czekała dwa lata, aż ta płyta ukaże się na rynku.
Królowie życia, kto już dzisiaj pamięta, że taka płyta wyszła? No, myślę, że nasi słuchacze pamiętają. Grupa Kombi, na dobry początek.
[00:01:59] Speaker C: Znowu budzik dał głos, sensowną swędryń. Kto mi znowu nakręcił go? Dziś okazja by spać, dziś okazja by śnić. Nie wyśniłem ani jednej z liczb, ani jednej na sześć. Milion minął mnie znów za oknami, jak zwykle deszcz. W radiu mówią mi znów wycieczkę na wieś.
yeah obcy obcy znowu obcy.
[00:05:36] Speaker A: To jest magazyn społeczno-kulturalny Radia Xon, Kalejdoskop. A usłyszymy dzisiaj następujące pozycje. Już za chwilę Stanisław Szubert pojawi się z gościem w naszym studiu. To już tradycja. Jeżeli powiem, że gość będzie prezentował bardzo ważną instytucję państwową. ZUS, to resztę powie państwu Stanisław Szubert. Następnie Stanisław Firszt opowie o ciekawostkach przyrodniczych Kotlinie Jelenie Górskiej i samej Jeleniej Górze.
Potem pojawią się pasjonaci grający cudownie w szachy i uprawiający tę dyscyplinę. Będzie niesamowicie i mam nadzieję, że nikt nikomu tutaj nie postawi mata. Albo szacha? Nie, co to się stawia? Mata albo szacha?
[00:06:50] Speaker B: Następnie.
[00:06:55] Speaker A: Już prawie na zakończenie naszego spotkania, felietonistka, radiowiec, dziennikarka, kochająca lwów, Maria Woś i jej kolejny felieton. Nie zabraknie też muzyki, dużo dobrej polskiej muzyki w Kalejdoskopie, magazyn kulturalno-społeczny, w Radiu Xon. Kalejdoskop to audycja, której słuchasz?
Do studia zbliża się już Stanisław Schubert w Towarzystwie Pięknej Damy. Panie Stanisławie, proszę dokonać prezentacji.
[00:07:41] Speaker D: Witam Państwa po raz drugi. Spotykamy się z panią Izabelą Bartsiak, kierowniczką Inspektoratu ZUS w Jeleniej Górze. Witam Panią.
[00:07:52] Speaker E: Dzień dobry.
[00:07:52] Speaker D: Duże zainteresowanie spotkało się z Pani ostatnią wypowiedzią na temat renty w Dowiej. Czy powiększyła się ilość stojących w kolejce w oczekiwaniu na informacje lub na złożenie kwestionariuszy osób? Czy też jest więcej zapowiadanych kontaktów mailowych, telefonicznych?
[00:08:13] Speaker E: Kolejki cały czas niezmiennie są. Szukamy różnych rozwiązań, które gdzieś pomogą nam organizować tą obsługę klientów. Mamy szereg rozwiązań elektronicznych, czyli nasz Ezus, dawniej Platforma Usług Elektronicznych. To jest takie konto, gdzie klienci mogą sami pozyskać pewne informacje, sami wygenerować zaświadczenia. Mamy możliwość składania również wniosków, więc szereg klientów, którzy przekonali się do tych usług z tego korzystają natomiast niezmiennie jest bardzo duże zainteresowanie mamy bardzo duże grono osób które jednak chcą tego bezpośredniego kontaktu z.
[00:08:46] Speaker D: Pracownikiem no i pewno tak zostanie ale pewno, dzisiaj jest to aktualny hit może tego roku albo na pewno nie sezonu ponieważ od 1 lipca 2025 roku. Proszę Państwa, przypominam, będą te renty już wypłacane, jest dobrze, żebyście to zdążyli złożyć. ZUS czeka na Państwa z informacjami, pomaga przy wypełnieniu tych kwestionariuszy, ale zdaje się, że jeleniogórska placówka ZUS znalazła się w takim pilotażowym programie, który ma zmienić, czyli czytaj, ułatwić obsługę klientów w tej szacownej instytucji. Może o tym pani powie.
[00:09:29] Speaker E: Wychodząc naprzeciw potrzebom, szukamy różnych rozwiązań w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, które nam pozwolą właśnie uporządkować tą bezpośrednią obsługę klientów. W tej chwili jest realizowany pilotaż przez cztery jednostki w całej Polsce. Jest m.in. oddział w Wałbrzychu w tym pilotażu i inspektorat w Jeleniej Górze. Ta zmiana obsługi polega na tym, że będziemy przyjmowali klientów, którzy są umówieni u nas na wizyty. W tym celu uruchomiliśmy dodatkowe numery telefonów, to są numery telefonów, jeden numer telefonu, który obsługują pracownicy w Jeleniej Górze, drugi numer telefonu to jest telefon, który obsługują pracownicy oddziału w Wałbrzychu i pod tymi numerami telefonów nasi klienci mogą umówić sobie wizytę, to oznacza, że klient przychodzi do nas już na konkretny dzień, na który się wcześniej umówił. Oczywiście, wiele mniej dłużej jest to numer telefonu 509-694-782.
[00:10:21] Speaker D: I jeszcze raz może łaska.
[00:10:23] Speaker E: 509-694-782.
[00:10:30] Speaker D: A w Wałbrzychu, gdyby ktoś był tym zainteresowany?
[00:10:33] Speaker E: 74 649 71 11 Jeszcze raz. 74 649 71 11 I pod tymi numerami telefonu można umówić sobie taką wizytę. My też bardzo prosimy państwa, żeby te numery telefonu były wykorzystywane tylko do rezerwacji. Ponieważ chcemy zapewnić, żeby nikt nie miał problemu z dodzwonieniem się właśnie w celu zarezerwowania wizyty. Musimy twardo stać na stanowisku, że pod tym numerem telefonu nie udzielamy żadnych informacji, nie załatwiamy jakichś spraw innych. To jest numer telefonu, który służy wyłącznie umówieniu wizyty. ponieważ nie chcemy takiej sytuacji żeby państwo do nas potem dzwonili mówili, że jest trudność z dzwonieniem się więc gdyby tak ktoś próbował ten numer wykorzystać będziemy przepraszali i informowali, że służy ten numer tylko do i wyłącznie do umówienia wizyty umówić na wizytę można się w różny sposób bo kontakt z nami przez telefon to jest jeden ze sposobów który uruchomiliśmy dodatkowo dla tych osób które mają problem z informatyką czyli, że na przykład nie umieją sobie same poradzić nie mają konta na platformie usług elektronicznych naszej, nie mogą sama, bo taka możliwość jest, jest możliwość zarezerwowania sobie samodzielnie wizyty, my tym osobom, które właśnie zgłaszają nam się na salę i mówią, że mają problem z samodzielnym, staramy się udzielić takiego instruktażu. jest w tej chwili taka aplikacja emzus która bardzo to ułatwia bo jeżeli samo połączenie tej aplikacji ze swoim kontem na ezus wymaga troszeczkę cierpliwości natomiast jak już tą aplikację ktoś ma na telefonie to tak naprawdę w ciągu 3-5 sekund można umówić sobie wizytę wybierając spośród terminów dostępnych. W tej chwili już to realizujemy, tak naprawdę od momentu, kiedy weszliśmy w ten pilotaż, czyli od grudnia 2024, ilość tych naszych klientów, którzy korzystają z rezerwacji wzrosła aż od 240%, więc jest to bardzo dużo, bo taka możliwość umawiania wizyt była już wcześniej, natomiast nasi klienci jakoś nieszczególnie chcieli korzystać z tego. My też tłumaczymy naszym klientom, którzy w tej chwili przychodzą, stoją w bardzo długich kolejkach, że nie ma takiej potrzeby, bo można umówić się na taką wizytę i klienci często po takiej rozmowie decydują się na to, że jednak faktycznie tą wizytę umawiają na inny dzień i przychodzą w komfortowych warunkach, bo wtedy jak taki klient do nas przyjdzie, w trakcie rozmowy klient wybiera sobie temat rozmowy, czyli decyduje o tym, czy chce być umówionym w sprawie emerytalno-rentowej, czy to może być jakaś sprawa dotycząca ubezpieczonego, W każdym razie jak przychodzi już do nas na taką umowioną wizytę, wbija w biletomacie który jest u nas dostępny właśnie taką pozycję wizyta rezerwowana, wbija numer telefonu który otrzymuje podczas rejestracji na swój telefon podany do kontaktu i tak naprawdę nawet jeżeli jest kolejka to jest wywoływany zgodnie z godziną na którą się umówił poza kolejnością. Czyli bywają takie sytuacje, mogą się Państwo dziwić, że przyjdą Państwo do nas nieumówieni, okazuje się, że klient, który przyszedł pół godziny po Państwu, jest obsługiwany przed Państwem. To znaczy, że ten klient miał umówioną wizytę. I to właśnie potwierdza tą teorię, że warto umawiać się do nas na wizyty, żeby po prostu nie tracić czasu. My wychodzimy naprzeciw naszym klientom, bo chcemy właśnie, żeby nie było tej nerwowości. Długie kolejki zawsze wywołują nerwowość, a to też zapewnia komfort pracy naszym pracownikom, bo chcemy, żeby pracownik był skupiony na kliencie, którego ma przed sobą, a nie na tym, że tworzy się kolejka i ludzie zaczynają się niecierpliwić, bo to nie sprzyja ani klientom, ani naszym pracownikom.
[00:14:00] Speaker D: No tak, muszę pani powiedzieć, że wiele sygnałów, bo pani ostatnim ubiegłotygodniowym spotkaniom radiowym rzeczywiście skarży się na te kolejki. No, ale zdaje się, że to jest syndrom umawiania się na godzinę u lekarza także, a ludzie przychodzą czym wcześniej, tym lepiej i okupują te poczekalnie zupełnie niepotrzebnie.
[00:14:22] Speaker E: Tak tutaj apelujemy do klientów żeby przestrzegali godzin ponieważ jeżeli ktoś ma umówioną wizytę na przykład na godzinę 12 a przyjdzie o 10 to może się okazać, że mimo, że ma wizytę umówioną to będzie czekał tak, że tutaj prosimy o taką dyscyplinę jeśli chodzi o to umawianie się i przychodzenie na godzinę która nie ma sensu przychodzić wcześniej.
[00:14:41] Speaker D: Bo wcześniej nie będziecie przyjęci, a być może, że w czasie państwa oczekiwania przyjdzie ktoś, kto miał ten czas państwa oczekiwania w poczekalni i już ma zarezerwowaną godzinę, to jest u was czas stracony. Panie kierownik, proszę jeszcze powiedzieć o tym projekcie pilotażowym, o którym pani mówiła, Inspektorat Jeleni Górski i Wałbrzyski Oddział ZUS-u zostały do tego wytypowane. Ale w gruncie rzeczy, na czym polega ten program pilotażowy?
[00:15:12] Speaker E: My sprawdzamy po prostu jak to się sprawdzi, czy to faktycznie pomoże w obsłudze klienta. Z tego co widzimy już potem, bo to weszliśmy w ten pilotaż od grudnia i już widzimy, że to działa i na korzyść klientów i klienci, którzy zaczęli z tego korzystać są zadowoleni z tej zmiany. Pilotaż jest zrobiony po to, żeby nie wprowadzać takiej rewolucji w całym ZUS-ie bez sprawdzenia czy to ma sens. Więc jesteśmy taką jednostką, która przeprowadza, że tak powiem, takie badanie, czy to się sprawdzi. I mówię, doświadczenia, które już mamy, pokazują, że faktycznie to jest słuszna droga.
[00:15:43] Speaker D: Panie kierownik, ja mam słaby wzrok. Nie jestem w stanie wybrać żadnego numeru telefonicznego. Osobiście, czy macie na uwadze, że i tacy są klienci ZUS-u?
[00:15:54] Speaker E: Klienci którzy do nas przychodzą systematycznie my o tym informujemy i taką wizytę można zarezerwować również w trakcie wizyty swojej obecnie czyli jeżeli jest pan na naszej sali obsługi klienta i wie pan, że pan będzie musiał przyjść za trzy tygodnie ponownie to już można wtedy w trakcie takiej wizyty umówić pracownik po prostu umawia taką wizytę. Można oczywiście do nas w każdej chwili podejść my w tej chwili organizujemy informację ogólną w zakładzie ubezpieczeń społecznych tak żeby ona była bardziej taka dostępna ponieważ w tej chwili to miejsce jest takie z utrudnieniami, że tak powiem i dla nas i dla klientów więc zmieniamy tej organizacji informacja ogólna będzie większa i tutaj przy informacji ogólnej też będzie można taką wizytę umówić jeżeli ktoś ma problem z wybraniem numeru telefonu zostaje jeszcze możliwość skorzystania z pomocy czyjejś Te rozwiązania, które my mamy, można samodzielnie na aplikacji. Aplikacja wydaje mi się, że jest też takim sposobem, który może bardzo ułatwić takiej osobie.
[00:16:49] Speaker D: Powiem pani, że pani jest młodą osobą i pani pewno nie ma kłopotu z tą barierą cyfrową. Dla nas jest to tabula rasa, czyli rzecz, która bardzo trudno jest nam opanować. Choć postęp jest ogromny, bo wielu naszych podopiecznych, jak to mówiłem, na którymś z spotkań z panią, no już korzysta z tego internetu na równi z młodzieżą. Natomiast czy jest szansa na to, abyśmy się mogli dodzwonić do ZUS-u w Jeleniej Górze bezpośrednio?
[00:17:19] Speaker E: Nie mamy takiego numeru telefonu z pracownikami, żeby można było konkretnie z pracownikiem Jeleniej Góry w jakichś sprawach merytorycznych się spotkać.
[00:17:27] Speaker D: Czyli trzeba przez tą tak zwanym błądzić tą linię.
[00:17:29] Speaker E: Dokładnie. Po to zostały Centra Obsługi Telefonicznej powołane, żeby tutaj zcedować właśnie tą obsługę taką telefoniczną. na ludzi, którzy do tego są zatrudnieni, którzy są wyspecjalizowani, oni mają dostęp do danych. Rozmowa telefoniczna też wymaga takiego uwierzytelnienia, bo to nie jest tak, że można na jakikolwiek numer telefonu zadzwonić, tylko udzielanie informacji już takich dotyczących zapisów na koncie wymaga tego, że my musimy mieć pewność, że po tej drugiej stronie jest ta osoba faktycznie, która nam się przedstawiła. Więc mamy różne narzędzia do potwierdzenia tożsamości takich osób. I tutaj musi być wyszkolona grupa pracowników. Taki numer telefonu musi być, bo takie rozmowy zawsze mogą być nagrywane, więc już musi być ta informacja dla klienta, że taka rozmowa musi być rejestrowana. Takie mamy czasy, że nie ma takiej możliwości, żeby zrealizować i udostępnić klientom numer bezpośrednio w jeleniej górze. Od czasu do czasu niektóre jednostki w miarę możliwości swoich udzielają takich dyżurów jakby. Jeżeli jest ogłoszony taki dyżur, jeżeli byłaby kiedykolwiek taka potrzeba, to można zrobić taki dyżur, że np. w sprawach np. dotyczących renty wdowiej jakaś jednostka organizuje dyżur i w konkretnym dniu, w konkretnych godzinach można się wtedy umówić.
[00:18:39] Speaker D: Proszę Państwa, dzisiaj gościem była Pani Izabela Barczak, szefowa Jelenia Górskiego, inspektora Tuzuz. Wkrótce ponowne z Panią spotkanie. Dziękuję bardzo.
[00:19:06] Speaker B: Obcy obcy obcy obcy.
[00:23:13] Speaker A: No cóż, moi drodzy, świat się zmienia. I nie da się zaprzeczyć, że wiele zmian w naszym życiu, wokół, na świecie, tak to już jest. A tymczasem do naszego studia zbliża się nasz ulubiony gawędziarz. Stanisław First.
Panie Stanisławie, witam Pana gorąco i zapraszam.
[00:23:47] Speaker F: Dziś opowiem taką ciekawostkę, o której mało kto wie, a troszkę związaną z Jelenią Górą i Cieplicami, a najbardziej związaną z przyrodą i filmami przyrodniczymi. W latach 1959-1962 kierownikiem Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach Śląskich w Zdroju był Herbert Kopton, tutaj znany jako Jerzy Kopton. ornitolog, absolwent Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Wrocławskiego. Kopton urodził się w 1935 roku w Żyrowej, u podnóża Góry Świętej Anny na Opolsku Świętokrzyskiej. a liceum ogólnoprzewodzące ukończył w 1953 roku w Kurgolinie. Zaraz po ukończeniu studiów został przyjęty do pracy w Cieplickim Muzeum, które wówczas mieściło się w długim domu. Trwały wówczas, co najmniej od 1957 roku, przepływanki władz z uzdrowiskiem Cieplice Śląskie-Zdrój, ozajmowane przez Muzeum Pomieszczenia, bowiem cały budynek należał do uzdrowiska. Muzeum odpierało też częste zakłosy większych instytucji muzealnych o przejęcie części jego zbiorów. Przedni kierownik, próbujący przeciwstawić się polityce władz w stosunku do placówki, został zwolniony z dyscypliny artystycznej. W tej atmosferze Herbert Kopton przejmował Muzeum Przyrodnicze w Śląskich Zjednoczonych. Z entuzjazmem rozpoczął pracę, próbując realizować swoje ambicje i zamiłowania ornitologiczne. nawiązywał kontakt ze środowiskiem przyrodników w regionie i od 1959 roku wspomagał czynnie powstający właśnie Karkonoski Park Narodowy. W tym roku będziemy obchodzili akurat rocznicę 65 powstania parku. Sam prowadził badania terenowe, a były to bezkrwawe łowy, bowiem z wielką pasją fotografował karkonowskie ptaki. W tej jego działalności niekwestionowanym idolem dla niego był sławny już w Polsce Włodzimierz Pucharski, autor książki wydanej w 1951 roku pt. Bezkrwawe łowy. Herbert Copton, uczestnicząc w różnych zespołach badawczych, sympozjach i konferencjach, poznał swojego mistrza. Oboje panowie zaprzyjaźnili się. Na początku lat 60. XX wieku pojawił się pomysł przeniesienia Muzeum Przyrodniczego do innej siedziby. Wybrano ten cel Pawilon Norweski. Mały obiekt o drewnianej konstrukcji, zupełnie nie nadający się na siedzibę takiej instytucji bez żadnych perspektyw rozwoju. Przeciwstawił się temu stanowcom Albert Kopton. A tego władze nigdy nie lubiły. I za to ale pod innym pretekstem ten dobrze zapowiadający się kierownik Muzeum i zdolny ornitolog w 1962 roku stracił pracę. Wcześniej też przeżył nieprzyjemne chwile, gdy powołano go do komisji mającej określić szkody ornitologiczne po incydencie związanym z kręceniem filmu dokumentalnego przez Włodzimierza Powalskiego nad jeziorem Łukniany koło Mikołajek. Mistrz polskiej fotografii i filmu przyrodniczego był daltonistą. Postanowił reflektorami wojskowymi uświetlić nad ranem brzeg jeziora, aby nakręcić reakcję pczaków. Gniazdowały tam łabędzie. Efekt filmowy był wspaniały, ale przyrodniczy tragiczny. Ponad 100 gniazd zostało na zawsze opuszczonych. Wyrok z Fondu Koleżeńskiego Ornitologów na Włodzimierza Pucharskiego był jednoznaczny. W ten sposób przyjaźń Herberta Koptona i Włodzimierza Pucharskiego wydawałoby się, skończyła się na zawsze. Wszystko to wiemy dzięki relacji samego Herberta Koptona, spisanej przez jego przyjaciela z lat licealnych, Tadeusza Rollawera, mieszkającego on dziś w Janowicach Wielkich, a następnie w Legnicy, wieloletniego redaktora szkiców legnickich, którego żona, inocenta Tomaszewska Rollawer, współpracowała ze statem wolnośląskim w Wielkiej Górze, a później wykonała aranżację plastyczną. nowych wystaw Muzeum Przyrodniczego w cieplicach śląskich pawilonów norweskich. Po utracie pracy w muzeum Herbert Koplan pracował jako nauczyciel języka niemieckiego w liceum ogólnokształcącym w Karpaczu. Po nieudanych próbach, wielokrotnych wyjechania do Niemiec, w końcu mu się to udało, gdzie ojcacz już później nastał i ożenił się. Jego żona była menadżerem i zarządzała dużą firmą turystyczną, a on stał się jej współudziałowcem. Firma organizowała rejsy wycieczkowe statkami na najdalsze krańce świata. W ten sposób Herbert Copton, będąc zamiłowania globetroterem, trenowcem, miłośnikiem przyrody, przewodnikiem, badaczem i fotografem spełnił swoje młodzieńsze W grudniu 1978 roku jedna z morskich tras turystycznych, którą odbył wiodło koło Antarktydy. Ich statek zakotwiczył koło wyspy Króla Jerzego w pobliżu niedawna zbudowanej w 1977 roku Polskiej Stacji Antarktycznej i Badawczej im. Enryka Arstorskiego. Turyści wyszli na ląd, a Herbert Compton od razu wziął się za robienie zdjęć kolonii pingwinów. Szukając miejsca dla najlepszego ujęcia zauważył jakiegoś starszego mężczyznę ze sprzętem fotograficznym. Okazało się, że był to Włodzimierz Powarski, który kręcił tam właśnie też swój własny film. Obaj panowie poznali się i padli sobie w ramiona wybaczając dawne błędy. Właśnie w trakcie kręcenia tego filmu, 19 stycznia 1979 roku, od tego czasu minęło już wiele lat, zmarł Włodzimierz Powarski. Na jego prośbę pochowano go na Bespie Króla Jerzego na Antarktydzie, a grób ogrodzono i ustawiono na nim krzyż. Mogiła ta znajduje się na terenie Ścisłego Rezerwatu i wpisano ją pod numer 51 na listę z obydków historycznych Antarktydy. Tak się złożyło, że Herbertowi Koptonowi 5 lat później, czyli w 1983 roku, jeszcze raz dane było odwiedzić wyspę króla Jerzego. Mimo zakazu, bo to jest ci prezent od przyrody, odwiedził grób swojego starszego przyjaciela Włodzimierza Pułalskiego. Ku jego zdumieniu zauważył, że na środku mogiły urządziły sobie gniazdo, popularne tam biało-czarne mywy. Widok ten napełnił go taką radością, że ptaki wybaczyły Pułalskiemu jego błąd sprzed lat. Herbert Kopton, narodowicy Ślązak, W ostatnich latach ponownie nawiązał kontakt z Muzeum Przyrodniczym w Bielej Górze, w Cieplicach. W Bielej Górze, w Cieplicach funkcjonowała szkoła podstawowa nr 6 im. Włodzimierza Pułalskiego, rodowitego kresowiaka. A w biurach Muzeum Przyrodniczego znajduje się oryginalne zdjęcie słowy wykonane przez mistrza polskiej fotografii przyrodniczej. I tak historia zaczęła takie koło, gdzie Herbert Kopton prawdopodobnie już nie żyje, bo od wielu lat już nie daje znaku życia, także prawdopodobnie albo jest w takim stanie, że już nie może nawiązywać kontraktu z Jelenią Górą, chyba że już niestety zmarł. No ale jest taka ta ciekawa historia, którą trzeba było pamiętać, no bo w Unii Miejskiej Polskiej światowej sławy filmowcy i przyrodnikiem Herbert Kopton jest naszym tutaj miejscowym takim najlepszym przyrodnikiem z tamtych czas. I taka właśnie przygoda im się zdarzyła, dość nieciekawa. Obydwa panowie po latach, tak jak to zwykle bywa, pogodzili się i wybaczyli sobie. A tak jak stwierdził Eryk Kopton, tak i prawdopodobnie wybaczyły Włodzimierzowi Pugalskiemu błąd. Ten, który spowodował, że ponad 100 gniazd zostało puszczonych i oczywiście z jajami. W każdym gniazdzie było kilka jaj, więc można sobie wyobrazić, że kilkaset ptaków, około tysiąca ptaków może nigdy nie wykluło się. I tak Polska.
[00:32:19] Speaker E: Już nie jestem tym.
[00:32:21] Speaker B: Chłopcem, który czekał na ciebie Z wypiekami na twarzy szukał gwiazdek na niebie Już nie jestem tym chłopcem, który grał na gitarze I samotność zabijał w hotelowym barze obcy obcy Na, na, na, na, na, na Na, na, na, na, na, na Na, na, na, na, na, na Moim kumplem już nie jest Ten z drugiego podwórka Ciepłej wódki nie piję Od kwaśnego ogórka Nie zasypiam nad ranem Z małym rapiem przy górku I najnowszych przebojów obcy obcy obcy.
[00:35:33] Speaker A: Myślę, że większość ludzi ma jakieś swoje pasje. Moją pasją na przykład jest radio i największą miłością. Ale są tacy, którzy kochają szachy. To kolejni goście, których dzisiaj zaprosił Stanisław Schubert. Już zbliżają się do studia. Już wchodzą. Już są. Stanisław Schubert dokona jak zawsze prezentacji.
[00:36:03] Speaker D: Witam Państwa z niemałą tremą, bo oto kiedy siedzi się obok mistrzyni świata, choć to mistrzyni szachów, no to trzeba mieć trem. Witam Julię Salamon i jej ojca Piotra Salamona, który jednocześnie jest jej dobrym duchem i trenerem.
[00:36:21] Speaker G: Dziękujemy.
[00:36:22] Speaker H: Dziękuję.
[00:36:23] Speaker G: Witam.
[00:36:23] Speaker D: Julio, wygrałaś rozgrywki szachowe w swojej kategorii w Bengalu, w Indiach i powiedz, jak to się odbywało.
[00:36:32] Speaker H: O Indiach mogę opowiadać naprawdę dużo. Graliśmy dziewięć rund. Tempo to było tempo, które naprawdę lubię, bo były to szafy klasyczne. 90 plus 30, tak jak zwykle gramy.
[00:36:44] Speaker D: Co to znaczy?
[00:36:45] Speaker H: To jest 90 minut na zawodnika, na wykonanie ruchów. Oraz 30 sekund po każdym posunięciu jest doliczana nam. Także to nie jest czas zamknięty, że mamy 0 sekund doliczane, tylko właśnie możemy grać jeszcze dłużej. W sumie większość partii zaczynaliśmy później. To pamiętam, że tak o 19, 20 nawet można było skończyć. Później się wychodziło z sali na to powietrze ciepłe, ponieważ w Indiach było wtedy 28 stopni. To też muszę powiedzieć, że była taka Fajna temperatura do grania. Nie było za zimno. Za gorąco też nie było, bo na szczęście mieliśmy klimatyzację. W mojej grupie na całym turnieju, bo była to grupa kobiet, a ja grałam w grupie juniorów. Do lat 20 grałam z samymi chłopakami. Żadna dziewczyna się tam do nas nie zgłosiła. Tak że byłam jako jedyna. Razem zawodników było około 50 w tych obu grupach.
[00:37:41] Speaker D: Czy tam byli zawodnicy z całego świata, czy to byli Europejczycy, czy też Azjaci?
[00:37:48] Speaker H: Było mnóstwo zawodników z całego świata. Mieliśmy nawet kilka osób z Ameryki, ze Stanów Zjednoczonych. Były osoby z Kazachstanu, Wietnamczycy, było dużo Wietnamczyków. Całą ekipą przyjechali. Oczywiście byliśmy my, Polacy, jedna z najliczniejszych w ogóle ekip, która tam była. Był jeden Słowak, I teraz już tak mocno nie pamiętam, ale było dużo narodowości. Można to było zobaczyć, jak były wieszone flagi na końcu sali.
[00:38:19] Speaker D: Powiedz łaskawie, Julio, a jak wspominasz ostatnie luchy tego decydującego w meczu, który 16,5-letnią Julię Saramon z Jeleniej Góry z początku Polski w Karkonoszach uzasadnił na pierwszym miejscu na pudle jako mistrzynię świata w swojej kategorii.
[00:38:39] Speaker H: O tym na czym oka dużo opowiadajcie rzeczywiście.
Na pewno miałam przed tym meczem stres, bo wiedziałam, że jeśli tego meczu nie wygram, to mistrzostwa świata nie zdobędę. Kolega, który był za mną, miał tylko pół punktu mniej, mógł mnie wyprzedzić punktacją pomocniczą, którą mamy w szachach. A partię pamiętam bardzo dobrze, ponieważ te ostatnie ruchy, które wykonywałam, były skoczkami. Dałam przeciwnikowi matę właśnie skoczkami, a skoczek w szachach to jest taka moja ukochana figura. To naprawdę była dla mnie niesamowita partia.
[00:39:10] Speaker D: Kto był twoim przeciwnikiem?
[00:39:12] Speaker H: Moim przeciwnikiem był chłopak z Polski, właśnie z mojej drużyny, Fabian, też mój rocznik. I niestety musieliśmy stoczyć taki krajowy pojedynek.
[00:39:22] Speaker D: Prawie bój samobójczy taki.
[00:39:24] Speaker H: No niestety.
[00:39:25] Speaker D: Teraz wracam się do Pana Piotra, który jest trochę jej trenerem, ale przede wszystkim oczywiście tatą wspaniałej Julii. Proszę powiedzieć, kiedy Pan zauważył, że ona ma takie talenty? Właśnie do tych szachowych rozgrywek. Czy to zdarzyło się od Warszawy?
Nie, nie, nie.
[00:39:43] Speaker G: My jesteśmy rodziną szachową. Julii pokazałem szachy jak miała 6 lat. Właściwie momentalnie opanowała ruchy szachowe. Bardzo zainteresowała się tym sportem, a pierwszy rok poświęciliśmy po prostu na taką zwykłą grę towarzyską, naukę podstaw. Następnie Julia już rozpoczęła taki półprofesjonalny trening w oparciu również o taki młodzieżowy klub w Wiedeńsku.
[00:40:09] Speaker D: Od kiedy zaczęły się sukcesy?
[00:40:11] Speaker G: Sukces właściwie na pierwszym turnieju, na którym zdobyła już jej kategorię. Właściwie pierwszy duży turniej. Najpierw rozegrała jeden turniej w marcu, to był rok 2015, a w czerwcu już zajęła drugie miejsce w takim bardzo silnie obsadzonym turnieju młodzieżowym, gdzie zdobyła czwartą kategorię. I to była pierwsza kategoria, którą zdobyła bardzo, bardzo szybko. To świadczyło o tym, że jest silnym zawodnikiem, a już we wrześniu miała trzecią kategorię. Także jakby postępy w tym roku 2015 były bardzo szybkie, a pod koniec roku tego 2015 nawet wygrała, była na podiumu w turnieju takiego młodzieżowego, który był usygnowany przez Marszałka Województwa.
[00:40:54] Speaker D: Mówił Pan o tym, że Julia pochodzi z rodziny szachowej. Co to znaczy?
[00:40:59] Speaker G: To znaczy, że szachy są od wielu pokoleń obecne w naszej rodziny, natomiast Julia jest pierwszą osobą, która jest stricte zawodnikiem szachowym. Dlatego, że te szachy w naszej rodziny były od przedwojnia, od odległych czasów. Mój ojciec całkiem nieźle grał w szachy, ja również całkiem nieźle gram w szachy, a Julia jest już zawodowcem. Przerosła nas wszystkich kilkukrotnie.
[00:41:23] Speaker D: Panie Piotrze, przegrywa Pan z córką?
[00:41:25] Speaker G: Ja już przegrywam od dawna. Ja się cieszę, jak udaje mi się niektóre mecze zremisować.
[00:41:30] Speaker D: Proszę powiedzieć uprzejmie, kto Was wspiera? Czy Julio należy do jakiegoś próbu sportowego?
[00:41:36] Speaker G: Tak, tu jeśli chodzi o szachę, to jest skomplikowana sytuacja w Polsce, dlatego że jest Polski Związek Szachowy, który zrzesza młodzież szachową, ale w sporcie bardziej zdrowych. Jest już teraz sport również osób niepełnosprawnych, bo Julio jest osobą niepełnosprawną wzrokowo. i w ramach tego sportu młodzieżowego, czyli młodzieżowego sportu jest rzeszona w PZSZ w klubie z Małopolski. Julia grała już w wielu klubach, w wielu klubach dolnośląskich. W tej chwili gra dla klubu z Małopolski jako juniorka, dlatego że gra w ekstralidze, czyli w najwyższej lidze rozgrywkowej, jaka ma miejsce w Polsce. Niestety z Dolnego Śląska tylko jedna drużyna profesjonalna, w której kiedyś Julia była, to jest Polonia Wrocław, ale byliśmy w tym klubie, jak Julia miała zaledwie 9-10 lat, i bardzo szybko musieliśmy po prostu szukać klubu innego w Polsce, który dałby możliwości rozwoju. Na Dolnym Śląsku jest z tym problem. Natomiast, jeśli chodzi o sport niepełnosprawnych, przynależy obecnie Julia do startu Wrocław. To jest takie wojewódzkie zwierzęnie osób niepełnosprawnych i ten klub już bezpośrednio opiekuje się sportowcami, umożliwia funkcjonowanie sportowcom niepełnosprawnym.
[00:42:41] Speaker D: Julio, jesteś uczennikiem trzeciej klasy szkoły mistrzostwa sportowego w Szklarskiej Porębie. Jak twój sukces odebrali twoi koledzy i koleżanki?
[00:42:51] Speaker H: Zostało to na pewno zauważone przez dyrekcję mojej szkoły. Zostałam odznaczona medalem Staudengera od pani dyrektor. To jest medal, który dostają uczniowie, którzy zdobyli mistrzostwo świata albo właśnie byli na olimpiadzie. I byłam, z tego co pamiętam, czwartą taką osobą w naszej szkole, która dostała ten medal.
[00:43:10] Speaker D: Julia Salamon, która wraz z ojcem swoim, Piotrem Salamonem, byli gościem naszego studia. Dziękuję za rozmowę.
[00:43:20] Speaker B: Dziękujemy.
[00:43:41] Speaker C: Byłem jeden okrągły miałem wszystko na twarzy byłem chętny i czuły miałem o czym pomarzyć byłem pełen równości byłem w górą powagi wydrąciłaś mnie z równowagi wydrąciłaś.
[00:44:00] Speaker F: Mnie.
[00:44:01] Speaker C: Z równowagi świat był piękny i pusty a ja w porównaniu byłem prosty gotowy na każde spotkanie świat był drzwiami słabości ścianą odwagi wytrąciłaś mnie z równowagi wytrąciłaś mnie z równowagi kwiaty stały na stole według oszy we połowie nogi mdlały ze strachu ręce miałem przy sobie wysłuchałem pretensji wytrzymałem uwagi wytrąciłaś mnie z równowagi wytrąciłaś mnie z równowagi jedno życie w pamięci drugie życie na zdjęciach czasem kropla na głowę byle nigdy nie cegła z jednej strony coś głaszcze z drugiej strony coś wali wytrąciłaś mnie z równowagi wytrąciłaś.
[00:45:29] Speaker F: Mnie.
[00:45:29] Speaker C: Z równowagi Felietonistka.
[00:46:04] Speaker A: Dziennikarka, bardzo wrażliwa dama, Maria Woś. Na jej kolejny felieton mam teraz przyjemność zaprosić słuchaczy.
[00:46:15] Speaker I: Na stronie internetowej naszej rozgłośni w zakładce Kultura już chyba od dwóch tygodni figuruje wiadomość o tym, że w Dzień Święta Kobiet w naszej sali koncertowej będzie można zobaczyć Joannę Szczepkowską w jej monodramie zatytułowanym Gołababa w cenie 60 zł za pierwsze miejsce.
W polu przeznaczonym na opinię naszych odbiorców jakaś pani napisała, że niestety nie bardzo ją stać na bilet, więc tylko żal i frustracja, a za komuny to by na świętokobiet dostała przynajmniej goździk w celofanie i pastę do podłogi. Mnie osobiście dosyć to ubawiło, bo tak się składa, że i ja mam podobne skojarzenia. Jeden z naszych niegdysiejszych naczelnych, który o swojej żonie mawiał, że jest człowiekiem przez duże C i kobietą przez duże K, W taki właśnie sposób nas w dzień naszego pożarszoborze święta obdarowywał goździk, pączek i pasta komfort albo DHP. Kręciłyśmy na to nosami, bo wydawało się nam, że już lepszy byłby zapach PRL-owskich perfum pod tytułem Być może, ale żadnej z nas na pewno nigdy do głowy nie przyszło, że właśnie pasta komfort być może odegra niepośrednią rolę w kulturze polskiej. Tak właśnie i odegrała, wiem co mówię, w kulturze polskiej czasu wojny jaruzelskiej i kilku lat następnych. Używana była bowiem obok oryginalnych farb drukarskich do powielania sito drukowego. Dzięki niej powstawały druki konspiracyjne, a o tych, którzy się nią w pracy posługiwali, mówiono, że mają komfortową pracę, albo ze względu na jej silny zapach, że komfortowo pachną. Dobre, dobre zwłaszcza jeśli zważyć, że powstawały w warunkach raczej mało komfortowych.
Dokumentalne zdjęcia takiego drukarza, zakonspirowanego zresztą w sposób podwójny, bo z obliczem zasłoniętym maską, co prawda to akurat nie z powodu konspiracji, ale raczej ze względu na ochronę twarzy, można oglądać na wystawie stałej pod tytułem 1000 lat Wrocławia w Muzeum Miejskim przy ulicy Kazimierza Wielkiego, w sali ostatniej, już prawie przed samym wyjściem. Zobrazowano tam nasze osiągnięcia w kulturze, nauce i życiu społecznym, wśród których dość mocnym akcentem, kończącym przegląd, jest uświadomienie miejsca Wrocławia w Krajowym Ruchu Solidarności, mającym przecież podstawowe znaczenie dla naszej teraźniejszości i przyszłości i nigdy dość przypominania o tym, zwłaszcza w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, której pamięć tego fenomenu, jakim była w naszej historii Solidarność, jest często pomniejszana i dezawuowana. Zatem szczęśliwym pomysłem okazało się rozbudowanie tematu tajnego drukowania poprzez zorganizowanie czasowej wystawy poświęconej temu, co się nazywa galanterią opozycyjną i co traktowane miało być tylko jako dodatek do druków bezdebitowych, a stało się swoistą ozdobą tajnego ruchu wydawniczego. Wielką przygodą realizatorów i kolekcjonerów. Znaczki, stemple, koperty z nadrukami i karty pocztowe. słowem Poczta Wrocławskiej Opozycji, lat 1981-89.
Taki jest właśnie tytuł wystawy. Jej autorem jest wrocławski historyk dr Szczepan Rudka, który specjalizuje się w tematyce działalności opozycyjnych mediów.
Sam wywodzący się z kręgu Wrocławskiej Studenckiej Opozycji jako temat rozprawy doktorskiej wybrał działalność Wrocławskiej Prasy Bezdebitowej w latach 1973-1984, opatrzył ją tytułem Poza Cenzurą i obronił w roku 1999.
Jego następną publikacją była wydana przed kilkoma laty książka poświęcona Wrocławskiemu Radiu Solidarność 1981. A obecna wystawa stanowi preludium do przygotowywanej przez niego monografii Poczty Wrocławskiej Opozycji lat 1981-89.
Ale jak na podziemny temat przystało, ta czasowa wystawa we wrocławskim Pałacu Królewskim jest także dość głęboko zakonspirowana. Nie znajduje się wprawdzie w podziemiach pałacu, ale w małej salce na parterze na zapleczu szatni. I jak się na nią człowiek specjalnie nie nastawi, to nie wiem, czy do niej w ogóle trafi. Co do mnie na przykład, kiedy przyszłam na tę wystawę, a przyszłam specjalnie właśnie po to, żeby ją zobaczyć i o niej napisać, której z uprzejmych pań pilnujących pofatygowała się do mnie osobiście, żeby mi uświadomić, że się pomyliłam i że zwiedzanie zaczyna się po przeciwnej stronie korytarza od średniowiecznych kul kamiennych i metalowych rękawic. Co przyznać trzeba byłoby drogą dość daleką do sito druku i pasty komfortu.
I gdybym była przypadkowym widzem, mogłabym, napastszy oczy bogactwem dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego minionych stuleci, zmęczyć się i nie dojść do specyficznych arcydzieł konspiracyjnej sztuki drukarskiej. Na szczęście zorientowałam się sama i zobaczyłam, co chciałam.
Oczywiście nie widziałam tego bynajmniej po raz pierwszy. Do artybiskupiego komitetu charytatywnego, w którym pracowałam od wczesnego okresu jego istnienia, trafiało wiele tajnych druków, zupełnie świeżej daty. Przynosili je członkowie rodzin represjonowanych, a potem oni sami, uwolnieni z więzień czy obozów internowania. Filatelistyka konspiracyjna wytwarzana była nie tylko ku pokrzepieniu serc, ale miała także swoją wartość wyrażoną w złotówkach. a dochód ich sprzedaży przeznaczany był na wspieranie działań opozycji. Jak szacuje w swoich ostrożnych obliczeniach dr Szczepan Rutka, w latach 1982-89 ukazało się kilkadziesiąt tysięcy walorów filatelistycznych sygnowanych przez opozycję. Zaczęło się prawdopodobnie odstępli wytwarzanych przez pracowników Stoczni Gdyńskiej podczas sierpniowego strajku w roku 1980.
Ale prawdziwy rozkwit tej dziedziny sztuki drukarskiej nastąpił po kryzysie bydgoskim w marcu 1981 roku, a swój szczyt osiągnął w stanie wojennym, w więzieniach i obozach internowania. Stały się one zresztą prawdziwą szkołą konspiracyjnego drukarstwa. Opowiada np. dr Szczepan Rudka, że student Akademii Sztuk Pięknych Jacek Jaśkiewicz Został w stanie wojennym zatrzymany na ulicy, gdy przewoził samochodem sprzęt drukarski, a dopiero w obozie internowania zainteresował się tą szczególnego rodzaju grafiką i stał się twórcą znaczków zaliczanych do najpiękniejszych okazów konspiracyjnej filatelistyki. Na mnie osobiście szczególne wrażenie zrobiły jego całostka poświęcona tysięcznej rocznicy chrztu Polski. Składają się na nią trzy wizerunki – Matki Boskiej Częstochowskiej, Matki Boskiej Ostrobramskiej i Świętego Jerzego, którego postać odwzorował artysta z barokowej rzeźby Świętego Jura sprzed Cerkwi Lwowskiej. Towarzyszą im trzy modlitwy o niepodległość trzech państw – Polski, Litwy i Ukrainy – wyrażone w ich rodzimych językach. Walor sygnowany jest znakiem solidarności walczącej. Ten sam znak nosi wykonana przez Bogdana Makarskiego pocztówka na Boże Narodzenie, stanowiąca reprodukcję kartki z początku XX wieku, przedstawiająca loch więzienny, w którym zza krat przylatuje do samotnego więźnia ptak z jodłową gałązką i bombką choinkową. Bóg się rodzi, a rodacy po więzieniach rozrzuceni, głosi podpis. I dokładnie przypomina o pierwszym naszym wojennym Bożym Narodzeniu roku 1981, kiedy to samo się właśnie śpiewało i kiedy wiele polskich rodzin zasiadało do wigilijnego stołu z miejscem naprawdę pustym i naprawdę czekającym na bliskiego nieobecnego. Można by tak wspominać i opowiadać, opowiadać i wspominać, patrząc tylko na znaczki wrocławskiej opozycji. Bo one, prócz tego, że stanowią szczególną wartość filatelistyczną, mają przede wszystkim wielką siłę wyrazu. Poprzez to, że są wyrazem siły. Że tworzyli je młodzi, odważni ludzie, których pasją było granie na nosie totalitarnej władzy. Choćby tylko poprzez szukanie w mało widocznych kątach więziennych cel sposobnych kawałków linoleum, żeby je wyciąć, ba, czym? Wyciąć z podłogi, i zrobić z nich matrycę i wydrukować przesłania do bliskich i dalekich, a władzy zrobić na złość. Takiemu np. Dariuszowi Olszewskiemu, jak opowiada Szczepan Rutka, zabralo podczas rewizji przeznaczone do korportażu koperty z nadrukiem podobizny generała Andersa. Miał tego mnóstwo, ponieważ nie wszystkie skonfiskowane mu materiały zdołali unieść prowadzący przeszukanie i holujący go do więzienia u Becy, Część ich niósł sam zatrzymany w swojej dużej torbie. Przywieziono go na plac muzealny, posadzono w holu i kazano czekać. Czekał, czekał, aż jeszcze nudziło mu się. Podniósł się i skierował ku wyjściu, chyba po to, żeby wymusić jakieś działanie. Ale nikt go nie zatrzymywał, więc spokojnie sobie wyszedł razem za swoją torbą.
W ten sposób uratował sporą część swojej kolekcji. A poza tym, ba, a poza tym, to ja uważam, że to jest cudowna przypowieść, którą się powinno opowiadać pokoleniom.
[00:56:49] Speaker A: Nasz dzisiejszy magazyn społeczno-kulturalny Kalejdoskop Radi Axon dobiega końca. Dziękuję państwu autorzy i realizatorzy. Maria Woś, Stanisław Szubert, Stanisław Firszt, Damian Łyczak. Mówiący te słowa Leszek Kopecz.
Ci, którzy nie mogą nas słuchać w premierowym wydaniu, będą nas mogli usłyszeć w powtórkach. Tych słuchaczy też pozdrawiamy.
Technicznie, dźwiękowo, dobry poziom dźwięku zrealizował Darek Marchewka.
Chłaniamy się Państwu do usłyszenia.